Honduras and El Salvador 2021

Copán|Gracias|San Salvador|El Zonte|San Miguel|La Union|Conchagua|Berlin|Alegría

(Each destination follows this pattern: English text 1st, photos 2nd, Polish text 3rd/najpierw po angielsku, potem zdjęcia, potem po polsku)

Dear traveller, remember: the visa they grant you in Guatemala is valid for three months, but it includes four countries combined (Guatemala, El Salvador, Honduras and Nicaragua). If you chill for too long in one of them (which was our case), you are left with less time for the other three! Hence our journey east from Guatemala will be quite fast… And that is why two countries are squeezed into one post, as we quickly brushed over Honduras, so small was our time reserve. And Nicaragua… We had to skip it altogether.
The Guatemalan/Honduran border is a smooth one, although you should organise a photocopy of your passport before you get into customs building (you can do this at a nearby shop).

//back to top/do początku

Szanowny podróżniku, pamiętaj: wiza, którą przyznają Ci w Gwatemali jest ważna na trzy miesiące, ale na cztery kraje łącznie (Gwatemala, Salwador, Honduras i Nikaragua). Jeśli w jednym z nich się zasiedzisz (co nam się zdarzyło), to zostanie Ci mniej czasu na pozostałe trzy! Stąd nasza podróż na wschód od Gwatemali będzie przebiegać dość szybko… I stąd też połączenie dwóch krajów jedną relację, bowiem Hondurasu ledwie liznęliśmy, tak małą mieliśmy rezerwę czasową. A Nikaraguę musieliśmy sobie całkiem odpuścić:(

Granica gwatemalsko/honduraska jest życzliwa, choć przed podejściem należy zorganizować sobie fotokopię paszportu (można to zrobić w pobliskim sklepiku).

//back to top/do początku

Copán

Our first destination in Honduras is Copán Ruinas, where we check out the ruins of a powerful Mayan civilisation dating back to the 8th century. Although not so impressive in terms of size, the quantity and quality of the sculptures on display here makes up for it. Perhaps the highlight of the entire complex is the staircase made up of Mayan glyphs that tell the history of the kingdom. Interesting fact: the archaeologists who reconstructed the staircase in the 1930s did not have the glyphs completely figured out and arranged them as they pleased. Later on, the generations of scholars that followed have managed to decipher the history of the 16 rulers who ran the kingdom for four centuries.
An extra feature here are the macaws, which have been almost completely kicked out of the area by humans but now the intense efforts to restore their population that have been going on for some time are beginning to bear fruit. A whole flock of those beautiful, colourful and noisy birds has taken a liking to the archaeological park and sits here every day, checking the walking tourists with their curious eyes.

A must-see for those interested in birds is also the Macaw Mountain (https://www.macawmountain.org), a bird sanctuary that at first glance may look like a zoo but their mission is to rescue, rehabilitate, reproduce and release macaws, as well as other beautiful birds, into the wild. Apart from macaws they have toucans of various species and even a very genteel king vulture, among others. We are also lucky enough to bump into the guy behind the project, Lloyd, who tells us a bit about the history of the site, the collaboration with the local authorities and his love of birds

Hotel recommendation: one of the cheapest places to stay overnight in the town is Hotel Marjenny, with the smallest swimming pool we have ever seen and an interesting but chaotic tangle of terraces. We rate it at 5 stars:)

//back to top/do początku

Copán

W Hondurasie w pierwszej kolejności docieramy do Copán Ruinas, żeby zwiedzić datowane na VIII w. ruiny potężnej cywilizacji Majów. Choć nie porażają swoją skalą, to ilość i jakość rzeźb, które można tu obejrzeć, robi spore wrażenie. Bodaj najważniejszym punktem całego kompleksu są osłonięte niezbyt gustowną płachtą schody, złożone z majańskich glifów, opowiadających historię królestwa. Ciekawostka: Archeolodzy, którzy rekonstruowali schody w latach 30. XX wieku nie mieli tych glifów do końca rozpracowanych i poukładali je tak, jak im się podobało. Mimo to, kolejnym pokoleniom naukowców udało się się rozszyfrować historię 16 władców, którzy rządzili lokalnym mocarstwem przez cztery wieki.

Dodatkową atrakcję stanowią papugi ary, które zostały niemalże całkowicie wyparte przez człowieka i dopiero prowadzone od jakiegoś czasu prace na rzecz przywrócenia ich populacji, zaczynają przynosić efekty. Całe stado pięknych, kolorowych i hałaśliwych ptaszysk upodobało sobie park archeologiczny i codziennie w nim posiaduje, mierząc ciekawskim wzrokiem spacerujących turystów.

Dla zainteresowanych ptactwem punktem obowiązkowym jest też Macaw Mountain (https://www.macawmountain.org) – sanktuarium dla ptaków, które na pierwszy rzut oka może wyglądać jak zoo, a którego misją jest ratowanie, rehabilitacja, reprodukcja i wypuszczanie na wolność ar, jak i również innych, przepięknych ptaków. Oprócz ar, znajdziemy tu m.in. tukany różnych gatunków, a nawet dostojnego sępa królewskiego. Mamy też szczęście trafić na szefa projektu – Lloyda, który opowiada nam nieco o historii tego miejsca, współpracy z lokalnymi władzami i o miłości do ptaków.

Zalecenie hotelowe: jednym z najtańszych miejsc do przenocowania w miasteczku jest Hotel Marjenny, z najmniejszym basenem, jaki kiedykolwiek widzieliśmy i z interesującą, acz bezładną plątaniną tarasów. Jak dla nas – 5 gwiazdek:)

//back to top/do początku

Gracias

One more stop in Honduras: Gracias, a surprisingly charming town with a couple of gleaming white cute churches, a couple of reasonably well-kept streets, and the tiny fort of San Cristobál. An additional attraction is the string of hot springs a few kilometres away from Gracias. Having got off the bus at the main road, we trudge along the gravel path, passing various houses whose owners have hastily put together some more or less successful imitations of spas. We march on, as our destination is Aguas Termales Presidente – why, we deserve a bit of luxury after all (spoiler: there is no luxury to be found there, but it is decent enough place to relax).

//back to top/do początku

Gracias

Następny (i zarazem ostatni) przystanek w Hondurasie to Gracias, zaskakująco urokliwe miasteczko, w którym znajduje się kilka lśniąco białych kościółków, parę w miarę zadbanych uliczek, a także tyci fort San Cristobál. Dodatkową atrakcją są oddalone o parę kilometrów od Gracias „zagłębie” gorących źródeł. Wysiadłszy z busa przy głównej drodze żwawo szuramy po szutrze, mijając rozmaite domostwa, których właściciele naprędce sklecili mniej lub bardziej udane imitacje spa. Maszerujemy dalej, bowiem naszym celem są Aguas Termales Presidente – a co, zasługujemy przecież na odrobinę luksusu (spoiler: luksusu brak, ale jest tam na tyle przyzwoicie, że można się całkiem fajnie zrelaksować).

//back to top/do początku

San Salvador

The capital city of El Salvador throws an interesting combo of impressions at us. On the one hand – all the street zombies, paying with bitcoins at the local fruit market on the other; huge squares with couples dancing merrily, mountains of rubbish and dodgy parks… And then there are the amazing wooden vaulted churches. Have I already mentioned that we don’t find big cities particularly appealing? We set off out of town right away – to el Boqueron park, adjacent to the not so modest Quezaltepec volcano (which last erupted in 1917, the history of which you can learn by visiting the museum located next to the mountain). We get here by a combination of two buses – each with an even more rally-minded driver than the previous one. There is a path around the crater, trees beside the path, birds in the trees (including hummingbirds; vultures fly around too, and we were most happy to have our first close encounter with a mot-mot), bushes here, flowers there. A view of the Izalco volcano on one side, and the San Vicente volcano on the other (both views not bad at all). Quite a pleasant walk.

Curiosity no. 207: in our hotel (which turns out to be a hotel for, um, lovers), there is a large mirror hanging in the corridor. Next to the mirror is a table. And on the table, a jar of brilliantine available for free to anyone interested – so that every macho man can always make sure he is looking spectacular.

//back to top/do początku

San Salvador

Stolica Salwadoru serwuje nam ciekawą miksturę wrażeń. Z jednej strony menelnia, z drugiej płacenie bitcoinami na targu; wielkie place z tańczącymi tu i ówdzie parami, góry śmieci i podejrzane parki. I jeszcze niesamowite, drewniane sklepienia kościołów. Czy wspominałem już, że duże miasta niespecjalnie nas pociągają? Zatem od razu ruszamy za miasto – do parku el Boqueron, okalającego nie byle jaki wulkanu Quezaltepec (który po raz ostatni wybuchł w 1917r, historię tego zdarzenia można poznać, zwiedzając przylegające do góry muzeum). Dostajemy się tu kombinacją dwóch autobusów – każdy z nich z bardziej rajdowo usposobionym kierowcą. Wokół krateru jest ścieżka, przy ścieżce drzewa, na drzewach ptaki (m.in. kolibry, krążą tu też sępy, my najbardziej się cieszymy z pierwszego bliskiego spotkania z mot-motem), tu krzaczki, tam kwiatki. Z jednej strony widok na wulkan Izalco, z drugiej – na wulkan San Vicente (oba widoki całkiem, całkiem). Całkiem przyjemna przechadzka.

Ciekawostka nr 207: w naszym hotelu w centrum (który okazuje się być hotelem dla, hm, zakochanych), w korytarzu wisi wielkie lustro. Przy lustrze stolik. A na stoliku słój z ogólnie dostępną brylantyną – aby każdy macho mógł zawsze zadbać o spektakularny wygląd.

//back to top/do początku


El Zonte

Our first real stop is El Zonte. Here we do a barter (photo and video footage for a stay), lodging in the hostel-restaurant Olas Permanentes (Eternal Waves). From here, we have a perfect view of the beach and the waves that beginner surfers approach shyly (in the next door cove, one can see real pro surfers gliding on waves of a very decent size). We also walk to the neighbouring, friendly town of el Tunco, which takes its name from the pig-shaped rock jutting out of the sea (not long ago, the rock collapsed and no longer resembles a pig or anything in particular). A very relaxing stay, though busy in its own way.

//back to top/do początku

El Zonte

W El Zonte. w ramach barteru (materiał foto i wideo za pobyt) lokujemy się w hostelo-restauracji Olas Permanentes (Wieczne Fale). Mamy stąd idealny widok na plażę i na tytułowe fale, na które gramolą się początkujący surferzy (w zatoczce obok mamy już do czynienia z rasowymi surferami i falami o bardzo przyzwoitych rozmiarach). Spacerujemy też do sąsiedniego, sympatycznego el Tunco, którego nazwa wzięła się od świniokształtnej skały sterczącej z morza (nie tak dawno skała uległą zawaleniu i nie przypomina już świni ani niczego konkretnego). Bardzo relaksujący, choć na swój sposób pracowity pobyt.

//back to top/do początku


San Miguel

A short stay in San Miguel brings back this memory: after sunset, you shouldn’t hope for finding an open store. Dusk means locking everything up. This is the vibe here, and it’s a general Salvadoran mood. An unmistakable note of tension hangs in the air, encouraging you to barricade yourself in your room and not poke your nose out until morning comes. It is a whole different story during daytime – you can walk around the centre, have a look at the Queen of Peace Cathedral and the elegant Town Hall building; you can also check out the Casa de la Cultura, where apparently only few people ever venture as we are greeted and guided very enthusiastically through the attached mini-museum. It is also in this building that I get a free haricut, as future hairdressers are being trained – a win-win situation for them, too: they get to practise their skills on a very non-typical (for local standards) head of hair.

//back to top/do początku

San Miguel

Krótki pobyt w San Miguel wiąże się z takim oto wspomnieniem: po zachodzie słońca trudno liczyć na znalezienie otwartego punktu gastronomicznego. Zmrok oznacza zamknięcie wszystkiego na cztery spusty. Taki tu nastrój panuje i jest to nastrój ogólnosalwadorski. W powietrzu wisi niewybrzmiała nutka napięcia, zachęcająca do zabarykadowania się w pokoju i nie wyściubiania nosa aż do rana. Za dnia jednak to co innego – można np. pokręcić się po mieście, obejrzeć katerdrę Królowej Pokoju, elegancki budynek ratusza i wstąpić do Domu Kultury, w którym chyba rzadko ktokolwiek bywa, bo zostajemy bardzo dokładnie i radośnie oprowadzeni po mini-muzeum regionu, które się tu mieści. W tym samym Domu Kultury udaje mi się również załapać na darmowe przystrzyżenie, bo właśnie trwa szkolenie przyszłych fryzjerów – sytuacja typu win-win, bo studenci mają okazję poćwiczyć na nietypowym modelu, innym rodzajem włosów porośniętym.

//back to top/do początku

La Unión

I wish I could write something nice about La Unión, but unfortunately, we didn’t notice positive vibes here. If not the town, how about its surroundings? We opt for visiting two beaches: Las Tunas (a very flat beach popular with the locals) and the beach at Pueblo Viejo (a bit coarse, with fishing boats scattered here and there; a bit tricky to get to but peace, calm and emptiness on the upside).

//back to top/do początku

La Unión

To miasto, o którym chciałbym móc napisać coś miłego, ale niestety, nie zauważyliśmy tu pozytywnych wibracji. Skoro nie miasto, to może jego okolice? Robimy wypad na dwie plaże: Las Tunas (bardzo płaska i popularna wśród lokalsów plaża) oraz plażę przy Pueblo Viejo (nieco chropowata, z porozrzucanimi to tu, to tam łodziami rybackimi; trochę skomplikowany dojazd+marsz, za to absolutny spokój i brak tłumów).

//back to top/do początku

Conchagua

A much nicer little town, where you can climb the tower of a church and from which you can make a trip to El Espíritu de la Montaña, a viewpoint over an extinct volcano and the landscape below. And the view is not just any random view, as it includes islands and coastlines belonging to three countries: El Salvador, Honduras and Nicaragua. On the viewing platform, you can pitch a tent and enjoy the sunrise. A place to recommend.

//back to top/do początku

Conchagua

O wiele przyjemniejsze małe miasteczko, w którym można wgramolić się na wieżę kościoła I z którego można wybrać się na wypad do El Espíritu de la Montaña – punktu widokowego na wygasły wulkan i na pejzaż rozciągający się poniżej. A pejzaż to nie byle jaki, bo zawierający w sobie wyspy i wybrzeże należące do trzech krajów: Salwadoru, Hondurasu i Nikaragui. Na platformie widokowej można rozstawić namiot i podziwiać widoki o wschodzie słońca. Miejsce godne polecenia.

//back to top/do początku


Berlin

Nobody expected this: a Berlin in the middle of El Salvador. We pop in for a selfie from this smaller and more picturesque Berlin (well, maybe I’ve gone overboard with the picturesqueness, but it’s a nice little town with not much going on).

//back to top/do początku

Berlin

Tego nikt się nie spodziewał! Berlin w środku Salwadoru. Wpadamy tu na chwilę, żeby móc się pochwalić selfie z tego mniejszego i bardziej malowniczego Berlina (no, może się z tą malowniczością zagalopowałem, ale jest to sympatyczne miasteczko, w którym raczej niewiele się dzieje).

//back to top/do początku

Alegría

Next stop: Alegría, a small mountain town with a lake of the same name, tucked inside a crater (the lake, not the town). Perfect for a day’s stay – a light trek to and around the lake, and in the evening you can replenish your energy in one of the open-air eateries lined up in a row. There’s also a pleasant viewpoint and several murals. By complete coincidence, we also come across a breeding farm for tepezcuintle, friendly, sizeable rodents that usually live wild and which are a speciality of the local cuisine, eugh…

//back to top/do początku

Alegría

Kolejny przystanek: Alegría, mała, górska miejscowość jeziorkiem o tej samej nazwie, zaczajonym wewnątrz krateru. W sam raz na jednodniowy pobyt – lekki treking do i wokół jeziora, a wieczorem uzupełnienie energii w jednej z ustawionych w szeregu jadłodajni na świeżym powietrzu. Jest tu jeszcze przyjemny punkt widokowy i kilka murali. Zupełnie przypadkiem trafiamy też na hodowlę tepezcuintle, sympatycznych, sporych rozmiarów gryzoni, które zazwyczaj żyją dziko i które stanowią specjał lokalnej kuchni, brrr…

//back to top/do początku


Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *