Costa Rica 2021-2022

San José|Heredia|TRR|Sarapiqui|Cahuita|Puerto Viejo|

(Each destination follows this pattern: English text 1st, photos 2nd, Polish text 3rd/najpierw po angielsku, potem zdjęcia, potem po polsku)

We get to Costa Rica by plane, as there is not enough time to travel overland via Nicaragua (remember: A 90-day visa for Guatemala, El Salvador, Honduras and Nicaragua combined is definitely not enough!). And right away, an important travel tip for those going to Costa Rica: it is definitely better to have your exit ticket on you to avoid potential problems. Border guards can be very nasty here, especially towards other Latin Americans, but not only. Be ready for more in depth questioning that in your average airport. Meanness lvl 100. When going to Costa Rica, also be prepared for a rather crazy economy – although the locals don’t earn much, the prices of everything from accommodation to entrance tickets are suspiciously high – probably boosted by North Americans and other visitors from the northern hemisphere, throwing their money around and settling in large numbers in this beautiful country.

Leaving the airport, we hop on a bus taking us to the centre of San José. Immediately, one can feel the jump in prices compared to neighbouring countries. Fortunately, it is still possible to eat for little money at the eateries in the local markets. And it is with a breakfast (rice and beans + side dishes – this set will be repeating throughout our entire stay) that we begin our adventure in Costa Rica.

//back to top/do początku

Do Kostaryki dostajemy się samolotem, bo na podróż lądową przez Nikaraguę nie starcza nam czasu (przypominam ostrzeżenie z poprzednich wpisów: 90-dniowa wiza przysługująca łącznie na Gwatemalę, Salwador, Honduras i Nikaraguę, to zdecydowanie za mało!). I od razu ważna uwaga dla podróżujących do Kostaryki: zdecydowanie lepiej mieć ze sobą bilet wylotowy, żeby uniknąć potencjalnych problemów. Pogranicznicy bywają tutaj bardzo czepialscy, zwłaszcza wobec innych Latynosów, ale nie tylko. Bądźcie gotowi na ponad standardowo szczegółowe przepytywanie. Wredność lvl 100. Wybierając się do Kostaryki, przygotujcie się również na dość zwariowaną ekonomię – choć miejscowi nie zarabiają wiele, to ceny wszystkiego, począwszy od noclegów, a kończąc na biletach wstępu, są podejrzanie wysokie – podbite prawdopodobnie przez Amerykanów Północnych i innych gości z północnej półkuli, beztrosko szastających pieniędzmi i w dużych liczbach osiedlających się w tym pięknym kraju.

Opuściwszy lotnisko, wskakujemy do autobusu, wiozącego nas do centrum San José.. Od razu daje się odczuć skokowy wzrost cen w porównaniu z sąsiednimi krajami. Całe szczęście w jadłodajniach na targowiskach wciąż da się najeść za niewielkie pieniądze. I od śniadania właśnie (ryż i fasola + dodatki – ten zestaw będzie obowiązywał przez cały nasz pobyt) rozpoczynamy naszą przygodę z Kostaryką.

//back to top/do początku

San José

We stay at the Stray Cat hostel, whose owner is a very cool guy (I can’t remember his name at all but I do remember his bald head very well) who offers us a dormitory in exchange for painting some cats on the walls (the whole hostel is full of cat themed decorations, but there is still plenty of free space for creative expression). The hostel hosts various workshops – dance, massage, dance evenings… Generally there is a pretty cool atmosphere, which is spoilt a little by one quite troublesome guest who is apparently under the influence of psychoactive substances

San José in general has a problem with people under the influence, you can see it at every turn when you walk a little further from the elegant promenade and adjacent streets. Outside these tight confines, the city is definitely out of control, decaying, moribund, populated by zombies whom the other residents fear, sometimes chasing them away from their property with a cold water hose.

Even the parks, of which there is no shortage, are not particularly inviting for relaxation and, even in the late afternoon, it is better not to stroll through them (the Morazán Park still stands its ground but it is rather the exception that proves the rule). I don’t want to discourage you from visiting San José completely – after all, there is a lot of interesting architecture here (e.g. the post office building), a few museums (closed – Covid!) and – interestingly – a lot of cheap Chinese shops selling everything from plastic flip-flops to sea algae. Nevertheless, quite a few zones of diminished general comfort noticed here; it can be a tough city for those who are sensitive.

//back to top/do początku

San José

Lokujemy się w hostelu Stray Cat, którego właściciel to bardzo wyluzowany gość (którego imienia za nic nie mogę sobie przypomnieć, za to świetnie pamiętam jego łysą głowę), który udostępnia nam dormitorium w zamian za namalowanie na ścianach paru kotów (cały hostel udekorowany jest motywami kocimi, ale wciąż pozostaje sporo wolnego miejsca, aby wyżyć się twórczo). W hostelu organizowane są różne warsztaty – tańca, masażu, wieczorki taneczne… Ogólnie panuje tu całkiem fajna atmosfera, którą psuje trochę jeden z gości, który – najwyraźniej pod wpływem substancji psychoaktywnych – jest dość awanturujący się.

Ogólnie San José ma problem z osobami pod wpływem, widać to na każdym kroku, kiedy przejdzie się trochę dalej od bardzo dobrze ogarniętego deptaku i przylegających do niego ulic. Poza tymi ciasnymi granicami, miasto zdecydowanie wymyka się spod kontroli, niszczeje, murszeje, zaludnia się ludźmi-zombie, których pozostali mieszkańcy się obawiają, ewentualnie przeganiają ich sprzed okien wężem z zimną wodą. Nawet parki, których tu nie brakuje, nie zachęcają jakoś szczególnie do relaksu i już późnym popołudniem lepiej się nimi nie przechadzać (broni się jeszcze jakoś park Morazán, ale to raczej wyjątek, potwierdzający regułę). Nie chciałbym absolutnie potępiać San José – jest tu wszak sporo ciekawej architektury (np. budynek poczty), parę muzeów (zamkniętych – Covid!) i – co ciekawe – bardzo dużo tu tanich chińskich sklepów ze wszystkim, od plastikowych klapków po algi morskie. Niemniej jednak, sporo tu stref obniżonego poczucia komfortu, dla wrażliwych może to być trudne do zniesienia.
//back to top/do początku

Heredia, Cartago

We are relieved to move just outside the administrative borders of the capital – to Heredia, where we are received by a lovely host we met through Couchsurfing – a rookie DJ – Max (@djmax_reaggecr – a rookie at the time we visit him at the end of October 2021, he must be pro by now). The difference between the urban jungle and the friendly suburbs is dramatic – in the well-tended garden we can sit comfortably and chat with Max and his Mum, watching the colourful birds squatting here and there.

Max also takes us on a little tour of the villages (where we look for good places to take his profile and Instagram photos), ending the tour with a visit to Cartago, where the Basílica de Nuestra Señora de Los Ángeles stands proudly. And while it looks pretty good from the outside, it’s the inside that will make you drop your jaw; it’s pure magic made of wood, created by 17th-century geniuses (as well as those 20th-century ones who helped rebuild the church after the earthquake).

//back to top/do początku

Heredia, Cartago

Z ulgą przenosimy się tuż za granice administracyjne stolicy – do Heredii, gdzie gości nas przemiły gospodarz poznany przez Couchsurfing – początkujący DJ – Max (@djmax_reaggecr – początkujący w momencie, gdy go odwiedzamy pod koniec października 2021, teraz to już pewnie DJ pełną gębą). Różnica między dżunglą miejską a przyjaznymi przedmieściami jest diametralna – w zadbanym ogródku możemy się wygodnie rozsiąść i pokonwersować z Maksem i jego mamą, obserwując kolorowe ptaszki, co chwilę przysiadające to tu, to tam.

Max zabiera nas też na małą wycieczkę po wioskach (w których szukamy dobrych miejsc do zrobienia mu fotek profilowo-instagramowych), kończąc objazdówkę wizytą w Cartago, gdzie dumnie pręży się Basílica de Nuestra Señora de Los Ángeles. I choć z zewnątrz wygląda całkiem nieźle, to przecież liczy się przede wszystkim wnętrze, a w tym przypadku to istne czary z drewna, stworzone przez XVII-wiecznych geniuszy (a także tych XX-wiecznych, którzy pomogli odbudować kościół po trzęsieniu ziemi).

//back to top/do początku

Toucan Rescue Ranch

Most of our stay in Costa Rica is spent working with organisations concerned with issues related to the wider environment. The first of these is Toucan Rescue Ranch, a sanctuary for wild animals located in Heredia, focusing mainly on toucans and sloths (strange creatures, almost not from this world), but they also help tapirs, armadillos, owls and otters…. The mission of the organisation, led by the warm-hearted Leslie, is to rescue, rehabilitate and release into the wild those animals for which there is hope of reintegration into the environment. For those that, for various reasons, would not be able to survive in the wild, they try to provide decent living conditions on the “ranch” that she built for them, which you can also visit and get educated about animals and their protection.

//back to top/do początku

Toucan Rescue Ranch

Większą część naszego pobytu w Kostaryce poświęcamy na współpracę z organizacjami, zajmujące się zagadnieniami związanym z szeroko pojętą ochroną środowiska. Pierwszą z nich jest Toucan Rescue Ranch – zlokalizowane w Heredii sanktuarium dla dzikich zwierząt, przede wszystkim dla tukanów i leniwców (przedziwne stworzenia, niemal nie z tej Ziemi), ale zdarza się im pomagać i tapirom, i pancernikom, i sowom, i wydrom… Misją organizacji, dowodzonej przez serdeczną Leslie, jest ratowanie, rehabilitacja i wypuszczanie na wolność tych zwierzaków, dla których istnieje nadzieja na ponowną integrację ze środowiskiem. Dla tych, które z różnych względów nie poradziłyby sobie na wolności, starają się zapewnić godziwe warunki do życia na terenie specjalnie skonstruowanego dla nich „ranczo”, które można też zwiedzić i doedukować się w temacie zwierzaków i ich ochrony.

//back to top/do początku

Sarapiqui

Another project we were involved in while in Costa Rica (was about documenting the activities of a tiny shelter for dogs and farm animals (and among them the super-cute couple Guapo and Linda, undersized rooster and hen). This shelter is managed by the Magic Marble Foundation, with whom we will get involved more than once and in different corners of the world.…

Near Sarapiqui you can visit a couple of private nature reserves (the whole country is actually covered with such enterprises, you will never run out of nature-related activities in Costa Rica!), which we do, opting for Frog’s Heaven (very informative!), and Dave and Dave’s Nature Park (also very informative, and with a good spot for watching hummingbirds).

//back to top/do początku

Sarapiqui

Innym projektem, w którym uczestniczyliśmy w Kostaryce była dokumentacja działalności malutkiego schroniska dla psów i zwierząt gospodarskich (a wśród nich przesłodka para Guapo i Linda, z jakichś względów niewyrośnięte i pozostające w rozmiarze mini kogut i kura). Schroniskiem tym zarządza Magic Marble Foundation, z którą zadamy się jeszcze nieraz i w różnych punktach na mapie świata.

W pobliżu Sarapiqui można odwiedzić kilka prywatnych rezerwatów przyrody (właściwie cały kraj jest gęsto pokryty takimi miejscami, w Kostaryce nie można narzekać na nigdy nie zabraknie atrakcji związanych z przyrodą!), co zrobiliśmy, wybierając Frog’s Heaven (bardzo pouczające!) i Dave and Dave’s Nature Park (również bardzo pouczające i z dobrym miejscem do obserwowania kolibrów).

//back to top/do początku

Cahuita

In TRR we had the opportunity to see sloths in enclosures, and now it was time to spot them in the wild – in Cahuita National Park. But it is not only sloths that inhabit this coastal forest: you can find howlers, raccoons, capuchins (some of them brazenly trying to extort snacks from us), snakes, basilisks (called Jesus Christ lizards because they can walk, or rather run, on water), colourful frogs, birds, dragonflies and other natural wonders. All this and more squeezed into a small area, very photogenic. For an extra fee you can hire a guide, however, you will be able to spot most of the animals yourself, so vibrant is this patch of forest.

//back to top/do początku

Cahuita

W TRR mieliśmy okazję obejrzeć leniwce w zagrodach, a teraz przyszedł czas na poobserwowanie ich w naturalnych warunkach – w Parku Narodowym Cahuita. Zresztą, nie tylko leniwce zamieszkują tutejszy przybrzeżny las; znajdziemy tu m.in.: wyjce, szopy, kapucynki (niektóre z nich bezczelnie próbujące wymusić od nas przekąski), węże, bazyliszki (zwane Jezusem Chrystusem, bo potrafią chodzić, a właściwie to biegać po wodzie), kolorowe żaby, ptaki, ważki i inne cuda natury. To wszystko na skondensowane na niewielkiej powierzchni i bardzo fotogeniczne. Można, za dodatkową opłatą, wynająć przewodnika, choć tak naprawdę większość zwierząt można łatwo samemu wypatrzeć, tak bardzo tętni życiem ten skrawek lasu.

//back to top/do początku

Puerto Viejo

Time for another eco-project! This time we’re joining Planet Conservation(https://www.planetconservation.org), a German-Colombian family-run enterprise located on the outskirts of the town of Puerto Viejo, a mecca for hipster tourism where the North American expats can party, cowork, sip an organic soy latte and pay a whole lot more than they should for it.

Back to Planet Conservation – they do various activities, with projects including turtle conservation, beach clean-ups, eco-education classes for local kids, recycling plastic waste, running school gardens… They also run a hostel to which they invite young people from Germany and the United States, who participate in the above-mentioned activities plus do volunteer work, e.g. at a nearby wildlife sanctuary, learn Spanish and teach English to local children. In addition, for a large part of their stay they can simply enjoy the beauties of the seaside resort town or splash around in the hostel pool, surrounded by exotic trees. These trees are sometimes strolled by howlers, iguanas (near the hostel I had the opportunity to see a fight up in the trees between two large males, who, in the ferocity of the brawl, fell together from a height of more than 20 metres and continued their fight on the ground), and sometimes even sloths and anteaters! Not to mention a whole host of colourful birds flying through and around Planet Conservation.

We shoot promotional videos and photos for the organisation, paint murals, and in our free time we beach and eat fresh fruit (delicious granadillas!). It’s so much fun here that the planned week of stay turned into more than a month, during which we both celebrate Christmas and welcome the New Year 2022.


Protip 1: Rocking J’s is the most economical and very atmospheric place to stay in the arduous Puerto Viejo (the whole complex is wrapped in an interesting eclectic mosaic decoration in which I spotted, among other things, a portrait of Copernicus).

Protip 2: Girls, be careful with partying. Violent rapes are reported here from time to time. When going to a party, and especially when returning from one – always move around with a bodyguard.

//back to top/do początku

Puerto Viejo

Czas na koleny eko-projekt! Tym razem przyłączamy się do Planet Conservation (https://www.planetconservation.org), rodzinnego niemiecko-kolumbijskiego przedsięwzięcia, ulokowanego na obrzeżach miasteczka Puerto Viejo, stanowiącego mekkę hipsterskiej turystyki, gdzie północnoamerykański turysta może sobie poimprezować, pocoworkingować, popić organiczną sojową latte i zapłacić za to wszystko dużo więcej niż powinien.

Wracając do Planet Conservation – działają wielowątkowo, ich projekty obejmują ochronę żółwi, sprzątanie plaż, zajęcia eko-edukacyjne dla lokalnych dzieciaków, przetwarzanie plastikowych odpadów, prowadzenie przyszkolnych ogródków… Prowadzą również hostel, do którego zapraszają młodzież z Niemiec i ze Stanów Zjednoczonych, która to młodzież uczestniczy w wyżej wymienionych działaniach plus pracuje jako wolontariusze, np. w pobliskim sanktuarium dla dzikich zwierząt, uczy się hiszpańskiego i naucza dzieci angielskiego. Dodatkowo, przez dużą część pobytu może sobie po prostu korzystać z uroków nadmorskiej miejscowości, tudzież pluskać się w hostelowym basenie w otoczeniu egzotycznych drzew. Po drzewach tych czasem przechadzają się wyjce, iguany (w pobliżu hostelu miałem okazję zobaczyć nadrzewną walkę dwóch wielkich samców, które w swoim zacietrzewieniu spadły razem z wysokości ponad 20 metrów i kontynuowały naparzanie się na ziemi), a czasem nawet leniwce i mrówkojady! Nie wspominając o całej masie kolorowych ptaków, latających po i dookoła Planet Conservation.

Kręcimy i focimy tu materiały promujące organizację, malujemy murale, a w czasie wolnym plażujemy i objadamy się świeżymy owocami (przepyszne granadille!). Tak nam tu przyjemnie, że z zaplanowanego tygodnia robi się ponad miesiąc, podczas którego zaliczamy i Boże Narodzenie, i witamy Nowy Rok 2022.

Protip 1: Rocking J’s to najbardziej ekonomiczne i bardzo klimatyczne miejsce do zorganizowania sobie noclegu w arcydrogim Puerto Viejo (całość kompleksu oplata ciekawa eklektyczna mozaikowa dekoracja,w której wypatrzyłem m.in. portret Kopernika).

Protip 2: Dziewczyny, ostrożnie z imprezowaniem. Co jakiś czas odnotowuje się tu brutalne gwałty. Wybierając się na imprezę, a zwłaszcza z niej wracając – poruszajcie się zawsze z obstawą.

//back to top/do początku

Bali, Indonesia 2017.07

Get prepared for all that Bali has to offer – you will have it all brought to you on a golden platter, you will have to try hard to shake off all the hawkers, you will be offered all that you don’t need from drinks to stone massage to zipline to banana boat; and you will be expected to pay a much higher price than a local would… But once you get out of those ultra-touristy areas (that cover a big part of the island, but not all of it …yet) Bali can still impress you – beautiful landscapes, thousands of family temples, delicious street food, smiling and kind people (protip: when on tight budget and not willing to spend money on transportation, politely refuse all the scooter drivers that pull over offering to give you a ride for money, by telling them you will just walk; once he realizes you are serious and he won’t be able to squeeze any money of you, the driver will bring you to your destination for free; it only works out of touristy zones).

I was lucky enough to have contacted Friends of the National Parks Foundation before arriving to Bali and that organized my stay around shooting a video about their activities (and it brought me to the neighbouring island – Nusa Penida). And when not shooting I just roamed around the place:)

***

O Bali powiem krótko: według mnie trzeba mieć jakiś pomysł na tą wyspę, inaczej jej turystyczność potrafi przytłoczyć… Zachodni turysta ma tu wszystko podane na talerzu, nie może się opędzić od różnego rodzaju naganiaczy i naciągaczy, tutaj zrobią mu drinka a tam masaż kamieniami, zipline albo banana boat; oczekuje się od niego, że za wszystko zapłaci kilkukrotnie wyższą cenę niż miejscowy… Ale gdy wydostanie się ze stref turystycznych (które obejmują sporą część wyspy, ale – całe szczęście – jeszcze nie całą) Bali wciąż może oczarować – piękne krajobrazy, tysiące przydomowych świątyń, pyszny street food, uśmiechnięci i życzliwi ludzie (protip: jeśli podróżujesz niskobudżetowo i nie chcesz wydawać kasy na transport, odmów typowi na skuterze, oferującemu podwózkę za pieniądze i powiedz, że pójdziesz piechotą; w wielu przypadkach, uznawszy, że i tak nic z Ciebie nie wyciśnie, kierowca podwiezie Cię za darmo; działa tylko poza strefą turystyczną).

Ja miałem to szczęście, że przed dotarciem na Bali skontaktowałem się z Friends of the National Parks Foundation, co ukierunkowało mój pobyt na nakręcenie materiału video o ich działalności (i zawiodło mnie m.in. na sąsiednią wyspę – Nusa Penida). A w chwilach wolnych od kręcenia – włóczyłem się to tu, to tam:)

FNPF video: