2012/13 Thailand, Chiang Rai


https://www.youtube.com/watch?v=hZEVgfKzkvg

 Chiang Rai

A tip for those travelling from Chiang Mai to Chiang Rai: use Arcade coach station (North East of the moat), not any other.

The town itself might be nothing special but it offers nice temperatures (around 20 degrees in the evening, everybody puts on sweaters and coats). Plus all that surrounds the Chiang Rai makes it an important starting point for all sorts of treks and trips.

I am lucky again – I arrive in the midst of flower festival (festival might be too big a word – it’s just an excuse to party a bit). I join the crowd in dancing and taste the deliciacies offered by nearby stalls.

Uwaga praktyczna dla wybierających się do Chiang Rai z Chiang Mai: należy wybrać się na dworzec autobusowy Arcade (północny wschód względem fosy), a nie żaden inny!

Miasto samo z siebie może nie porywa ale za to oferuje przyjemniejsze temperatury (wieczorem ok. 20 stopni, wszyscy zakładają swetry i kurtki). Poza tym wszystko to, co dookoła miasta powoduje, że Chiang Rai jest ważnym punktem wypadowym na trekkingi i innego typu wycieczki.

Ja osobiście mam szczęście – trafiam akurat na festiwal kwiatowy (taki tam festiwal, po prostu wymówka, żeby poimprezować:) Przyłączam się ochoczo do wspólnych tańców w rytm muzyki bardzo biesiadnej i kosztuję specjałów oferowanych przez pobliskie stragany.

Akha Hilltribe Hotel

I wouldn’t want to advertise that place but it so happened that I got their leaflet attached to my coach ticket and I decided to try them out. Free of charge transport from Chiang Rai (4 PM) and back (9 AM, I skipped that) as well as reasonable price (from 150 baht) were enough to convince me to stay in the hill village. The hotel itself doesn’t rock, especially the low price variant (other guests living in more “exclusive” bungalows were not impressed either), but the surroundings are a whole different story. 10 minutes on foot – a waterfall, 15 minutes on foot – tea fields. You can have your own individual trek through neighbouring villages and hot springs (the hotel owner will try to discourage you talking nonsense about guide being necessary). Before I leave in the morning I am woken up at 4 AM: loud squealing, fireworks, music – what on Earth is that?! Well, that’s Christmas. Yes, the hill tribe folks are mostly catholic and today, on December the 24th in the morning (or night, depending on the way you see it) kill the Christmas pig. The traditional Christmas Eve meal consists of pork and sticky rice.


https://www.youtube.com/watch?v=LfG5O-cAX5g

Nie chciałbym tu reklamować wspomnianego przybytku, ale tak się złożyło, że do biletu autobusowego dołączono ich folder reklamowy i… dałem się skusić. Darmowy transport z Chiang Rai w tę (4 po południu) i z powrotem (9 rano, odpuściłem sobie) i sensowna cena (od 150 bahtów) przekonały mnie, że warto ulokować się w górskiej wiosce. Sam hotel nie zachwyca, zwłaszcza w tej najtańszej wersji (inni goście, ulokowani w bardziej „ekskluzywnych” bungalowach też nie byli jakoś szczególnie wzruszeni), za to okolica – jak najbardziej. 10 minut spacerkiem – wodospad, 15 – pola herbaciane. Można się też wybrać na indywidualną przechadzkę do sąsiednich wiosek i gorących źródeł (choć właściciel hotelu będzie się starał wciskać kit, że to niebezpieczne i bez przewodnika – słono opłacanego – nie da się nigdzie dotrzeć). Zanim wyruszę na poranny spacer, zostanę obudzony o 4 nad ranem: głośne kwiczenie, fajerwerki i muzyka? Co to może znaczyć? Jak to co? Dziś przecież Boże Narodzenie! Tak tak, mieszkańcy górskich wiosek to w większości katolicy i właśnie 24 grudnia rano, a właściwie jeszcze w nocy, zarzynają bożonarodzeniową świnię. Bo tradycyjną wigilijną potrawą jest właśnie wieprzowina z klejącym ryżem.

Karen Long Necks village / Wioska Długich Szyj

A warning: better skip it. At first glance it all looks OK – here you have the famous long necks and wooden huts but… A distaste remains. What you get for your 300 baht is entrance to a sort of open air living/dead museum plus bazaar plus zoo, with animals being replaced with the aforementioned long necked women and girls. All day long they do nothing just pose for the photos (as soon as they spot a camera in somebody’s hand they switch to well-trained photo-pose) and create souvenir clothes, products that nobody needs and nobody buys (with rare exceptions). Other minorities that work in that place don’t look any better: when they see a tourist from a distance they quickly put on those traditional clothes and present a pseudo-traditional pseudo-dance (I couldn’t stand it, left the performance before it was over) and ask for donations. I feel really sorry for those little girls who are forced into this weird tourist project with all those coils put on their necks so that the next generation of tourists has a photo object at their disposal. I have to admit I was hypnotized, too and couldn’t stop taking photos. You can see them here and please limit yourself to watching photos: do not go there! You will not find the real Karen women in real life conditions in that zoo…

The best thing to see were the butterflies and a nearby quiet wat.

Ostrzegam, lepiej sobie odpuścić. Niby wszystko gra – są legendarne długie szyje, są drewniane chatki, ale… jest też wielki niesmak. W zamian za 300 bahtów otrzymuje się wstęp do skansenu-bazaru z pamiątkami połączonego z zoo, przy czym rolę zwierząt grają tu rzeczone długoszyje kobiety i dziewczynki. Cały dzień właściwie nic nie robią tylko pozują do zdjęć (jak tylko zobaczą w dłoni aparat, zaraz przybierają zawodową foto-pozę) i tworzą na krosnach tkanino-pamiątki, produkty, których nikt nie potrzebuje – nikt z wyjątkiem co setnego turysty, który się zlituje i kupi bezwartościowe rękodzieło. U innych mniejszości w skansenie też nie jest lepiej: na widok zbliżającego się turysty baby zarzucają na siebie tradycyjne stroje i prezentują pseudotradycyjny pseudotaniec (nie dotrwałem do końca występu) i proszą o datki. Najbardziej szkoda młodych dziewcząt, które wtłacza się w ten groteskowy projekt turystyczny, zakładając im na szyje kolejne metalowe kręgi, coby w przyszłości kolejne pokolenia turystów mogły im cykać fotki. I ja, przyznaję się, gapiłem się jak zahipnotyzowany i pstrykałem zdjęcia. Obejrzyjcie je sobie, ale proszę Was, nie odwiedzajcie takich miejsc. Prawdziwych kareńskich kobiet nie ma co tam szukać…

A najfajniejsze z całej wycieczki do „Union of Hilltribe Villages” były latające wszędzie kolorowe motyle oraz pobliski maleńki wat.

Wat Phra Kaeo

Another wat with another replica of emerald Buddha. For hardcore temple travellers.

Kolejny wat z kolejną repliką szmaragdowego Buddy. Dla zatwardziałych zwolenników zwiedzania świątyń.

Wat Prasingha

The last wat on the list:)

To już ostatni wat na liście:)