Balkan countries 2019.10 – 2019.12 part 3

Kotor, Montenegro

(and Herceg Novi on the way, with its lovely compact old town, just the right place for a short break)

The Bay of Kotor makes your jaw drop when you ride/drive in… And this is only the beginning. You have to check out the old town (as well as nearby small towns!), where you can find old Italian villas, cats, churches, winding little roads, cats, countless restaurant and pubs, cats, cats… And the Ladder of Kotor, the trekking trail leading above the town… Each bend of the Ladder is a beautiful view of the city and the bay, each step is a new goat jumping around. The wind is blowing, the clouds are running across the sky… Nest to the tiny church up the hill lays a donkey, waiting for you to take photos… Against the fortress wall stands a ladder and next to it it says you aren’t allowed to climb it to get inside (you should enter from within the old town, waaaay down… and pay for the entrance). Well, everybody has to solve this dilemma on their own…

Evening time. In my hostel I meet a Serb who organizes tours for Chinese tourists who don’t speak any language at all but are still happy… He is telling me that there are no Croats, no Montenegrins or Kosovars – there only exist coastal Serbs, mountainous Serbs and somewhat confused Muslim Serbs… When will they ever understand?

Kotor, Czarnogóra

(A po drodze jeszcze Herceg Novi z uroczym, kompaktowym, starym miastem, w sam raz na krótką przerwę na trasie)

Zatoka Kotorska już z poziomu nabrzeża rozdziawia i zachwyca… A to przecież dopiero początek. Do zwiedzenia i zachwycania zachęca całe stare miasto (a także okoliczne miasteczka!). A tam: starowłoskie rezydencje, koty, kościoły, kościółki, koty, pokręcone uliczki, koty, niezliczone knajpki, koty, koty… I jeszcze Kotorska Drabina, czyli trasa na wzgórza wyrastające Kotorowi za plecami… Każdy zakręt to piękny widok na miasto i zatokę, każdy szczebel wyżej to nowa rozbrykana koza. Wiatr szumi, chmury gonią po niebie… Pod kościółkiem wyleguje się osioł, domagający się wręcz wykonania zdjęcia. Przy murze fortecy wieńczącej wzgórze stoi drabina a obok niej widnieje napis, że nie wolno wchodzić do środka (należy wchodzić na dole, od strony starego miasta, płacąc za bilet). Każdy musi rozwiązać ten dylemat zgodnie z własnym sumieniem…

Wieczorem w hostelu spotykam Serba, organizującego wycieczki chińskim turystom, którzy ni w ząb nie rozumieją żadnego języka… Tłumaczy mi, że nie ma Chorwatów, Czarnogórców czy innych Bośniaków… Są tylko nadmorscy Serbowie, górscy Serbowie i zagubieni muzułmańscy Serbowie… Kiedyż w końcu oni wszyscy to zrozumieją?

Jezerski Vrh

This is where the mausoleum of king Petar II Petrovic-Njegos is located.

The route is pretty demanding as you cycle up from sea leavel to over 1600 m. And you freeze more and more as you ascend. But you don’t complain, you watch the views… The higher, the more breathtaking, the more you see the shore driving its claws into Adriatic Sea… And finally you see nothing as you get surrounded by milky cloudiness… And then it appears – Jezerski Vrh, one of the highest peaks of Lovcen Park, topped with simple and elegant mausoleum building, with steep stairs leading you there. It’s empty at the top… You can get pensive and amazed with the landscape that surrounds you, covered and uncovered by passing clouds…

And now let’s go downhill, to Budva, stopping briefly in Cetinje (in front of a pastry shop I meet two dudes that look like they’re playing in a metal band… “’Cos we do play in a metal band”. They want to leave the town forever. They hate Jews. They are having a birthday party. There will be cake and acid. I pass).

Jezerski Vrh

To tam mieści się mauzoleum króla Petara II Petrovica-Njegosa.

Trasa nie za łatwa, bo z poziomu morza wjeżdża się na ponad 1600 m. Wjeżdża się i się marznie. Ale też się nie narzeka, bo widoki dookoła przepiękne… Im wyżej, tym lepiej widać, jak rozcapierza się wybrzeże i wpija się w Adriatyk… Aż w końcu nic nie widać, bo wjeżdżamy w chmurową mleczność… A potem spośród nich wyłania się Jezerski Vrh, jeden z wyższych szczytów Parku Lovcen, zwieńczony prostym i eleganckim budynkiem mauzoleum, do którego prowadzą strome schody. Pusto na tym szczycie… Można się zadumać i zachwycić, wpatrując się w otaczający nas krajobraz, co chwilę odsłaniany i na powrót zasłaniany przez przepływające chmury…

A teraz w dół, do Budvy, z przystankiem w Cetinje (pod cukiernią spotykam dwóch typów, którzy wyglądają jakby grali w zespole metalowym… „Bo gramy w zespole metalowym”. Chcą wyjechać z Cetinje. Nienawidzą Izraela. Zapraszają na urodziny – będzie tort i będzie kwas; jadę dalej).

Budva & Bar

I’m here after the tourist season ended so I can’t feel the famous Budvan holiday vibes, but I can feel the omnipresence of expats, especially those from Russia (good business relations with the presiditator of Montenegro), who have created a nice little Russian microcosm. The old town is kind of charming, but nothing too impressive after you have seen Kotor…

Lunch in Bar, as everything is half of the price compared with Budva. And make sure to check out Old Bar where they struck the right balance between reconstruction and maintenance of ruins.

And downhill to Shkoder.

Jestem po sezonie, więc słynnych budvowych wczasowych wibracji nie wyczuwam, ale za to wyczuwam wszechobecność ekspatów, zwłaszcza rosyjskich (dobre relacje z prezyfiozem Czarnogóry), którzy zorganizowali tu sobie miły rosyjski mikrokosmos. Stare miasto ma swój urok, choć po Kotorze nie da się zbyt mocno nim wzruszyć…

Obiad w Barze, bo tutaj ceny są o połowę niższe od tych kurortowo-budvowych. I jeszcze Stary Bar, w którym znaleziono dobre proporcje między rekonstrukcją a zachowaniem oryginalnych ruin.

A potem jazda z górki w stronę Szkodra.