Port Dickson, 2010.11.20

Ridz arrives on time; before we leave he takes me a neat Indian restaurant. Then we take a ride on a comfortable, air-conditioned coach, we change vehicles and take a less comfortable, completely non-conditioned wreck, filled with passengers to the limits… After a couple of hours we reach Port Dickson, a sort of beach resort located at Melacca Straights, 90 km south of Kuala Lumpur.

Except for tanning and swimming there is not much to do here; you can throw in a walk in the jungle – a weird jungle that is, with asphalt road cutting it in two halves… If you’re lucky you can spot monkeys, eagles and other inhabitants (mosquitoes being the most frequent ones). Ridz invites me to his house built by his father of all kinds of materials, making a surprisingly harmonious and spacious whole. The cool family receive me as one of their bunch, used to numerous foreign visitors frequenting the house. One of Ridz’s interests is gardening – and the garden surrounding the building is quite impressive – you can find all sorts of flowers, spices (lemon grass!) here as well as fruit transformed by Ridz’s sister into tasty juices. Another culinary discovery is Malay marinated barbecue – others are no match! And of course Milo Ais – iced chocolate that got me addicted with the first glass…

With Ritz we’re having endless talks about Western-Asian relationships. He is annoyed by the fact (hard to deny, I must admit) that Asians underestimate or even are ashamed of local values when confronted with Western ones, accepted by Asians with no criticism at all, be those values the stupidest ones shown on TV. Ritz seems to be frustrated the most with the popularity of white men among Asian women – all it takes to make an Asian girl crazy is white skin and bright eyes and it takes a lot of effort not to get into any sort of romantic adventure, especially here in Malaysia, where even the possibility of showing yourself around with a white man (it doesn’t matter if he’s dirty, fat and hairy) is of a social value, worth a sleep with the old and ugly whitey. Therefore, Ridz doubts that healthy Western-Asian relationships are possible at all. Though he is right about many issues, I still believe in notable exceptions.

 

***

 

Ridz zjawia się punktualnie i jeszcze przed wyjazdem zabiera na obiad do indyjskiej knajpki. Potem kurs wygodnym, klimatyzowanym autokarem, przesiadka i kurs mniej wygodnym, w ogóle nie klimatyzowanym rzęchem, w dodatku wypełnionym po brzegi pasażerami… Po parogodzinnej podróży docieramy do Port Dickson, miejscowości wypoczynkowej położonej nad cieśniną Malakka, 90 km na południe od Kuala Lumpur.

Właściwie oprócz plażowania i leniuchowania nie ma tu nic do roboty; można jeszcze dorzucić wypad do dżungli – choć dziwna to dżungla, z asfaltową drogą przecinającą ją na pół… Przy odrobinie szczęścia można tu zaobserwować małpy, orły i innych mieszkańców, z komarami na czele… Ridz zaprasza mnie do swojego domu, pobudowanego przez ojca z najróżniejszych materiałów, tworzących nadspodziewanie harmonijną i przestrzenną całość. Wyluzowana rodzinka podejmuje mnie jak swojego, przyzwyczajona do licznych zagranicznych grup wycieczkowych pojawiających się w ich progach. Jedną z pasji Ridza jest ogrodnictwo – i ogród okalający domostwo jest zaiste imponujący – rosną tu wszelkie możliwe kwiaty, przyprawy (trawa cytrynowa!) i owoce, z których siostra mojego nowo poznanego przyjaciela przyrządza smakowite soki. Kolejnym odkryciem kulinarnym są malajskie marynowane szaszłyki – bijące na głowę wszelkie inne. I oczywiście Milo Ais – mrożona czekolada, od której uzależniłem się po pierwszej szklance…

Z Ridzem prowadzimy niekończące się dyskusje na temat relacji zachodnio-azjatyckich. Drażni go fakt (któremu trudno zaprzeczyć) niedoceniania czy wręcz wstydu wobec wartości lokalnych w konfrontacji z wartościami zachodnimi, które Azjaci przyjmują bezkrytycznie, często w najpłytszej formie, zaobserwowanej w TV. Ritza najbardziej zdaje się frustrować powodzenie zachodnich mężczyzn u azjatyckich kobiet – wystarczy biała skóra i jasne oczy, by zawrócić Azjatkom w głowie i potrzeba dużego samozaparcia, by nie wdać się romanse, zwłaszcza tu, w Malezji, gdzie sama możliwość pokazania się z białym człowiekiem (nieważne, że brudnym, nieogolonym i niedoczesanym) stanowi istotny wyróżnik społeczny, na tyle istotny, że dla wielu młodych kobiet wart przespania się z włochatym, grubym i szczerbatym białasem. Wobec powyższego, Ridz mocno powątpiewa w możliwość istnienia prawidłowego zachodnio-azjatyckiego związku. Choć muszę mu przyznać sporo racji, to wciąż wierzę w chlubne wyjątki…