Colombo, 2010.09.11

My last day in Sri Lanka… Colombo again. I visit the Hindu temple called Murugan, where everybody wants me to pay for everything. Then I just walk the streets getting stuffed with rice&curry, trying to keep away from all hucksters. The good method is a smile and a couple of friendly words – not only it is efficient but sometimes it results in interesting, non-commercial conversations and making nice relationships; sometimes you even get a free ride from tuk-tuk driver.

Lankans are very friendly people – always in a good mood in spite of difficult economic situation and all possible disasters (tsunami, long-lasting civil war), always happy to have a conversation, posing for photos, smiling… It is difficult to leave Sri Lanka, the smiling island. I’ll be coming back here for sure – so much left to see: sandy beaches, safari parks, turtle reserves….

 

***

Mój ostatni dzień na Sri Lance spędzam w Colombo – zwiedzam hinduistyczną świątynię Murugan, w której wszyscy chcą ode mnie wyciągnąć pieniądze i spaceruję ulicami i uliczkami, zajadając się ryżem z curry i opędzając się od wszelkiej maści naciągaczy z kierowcami tuk-tuków na czele (na opędzenie polecam metodę: uśmiech i parę miłych słów – nie dość, że skuteczna, to czasem prowadząca do ciekawych, zupełnie niehandlowych rozmów i zawarcia sympatycznych znajomości, bywa również, że kierowca trójkołowca podwiezie nas zupełnie za darmo…).

Sri Lankę zamieszkują naprawdę mili ludzie – potrafiący zachować dobry humor, mimo trudnej sytuacji ekonomicznej i wszelkich klęsk nawiedzających ich kraj (tsunami, wieloletnia wojna domowa), zawsze chętni do rozmowy, radośnie pozujący do zdjęć, wiecznie uśmiechnięci… Ciężko się rozstać ze Sri Lanką, uśmiechniętą wyspą. Powrót murowany – zwłaszcza, że zostało jeszcze tyle do odkrycia – piaszczyste plaże, parki safari, rezerwaty żółwi…