Tbilisi to Turkish border, 2010.08.11

Another stay in Green Stairs, where we feel so much like at home… And Tbilisi feels almost like our hometown. We are really sad to leave this place for the last time. It will probably be long before we visit this place again…

Our next goal: Trabzon (the town of Ufuk whom I met in Vize), where we will try to get Iranian visas (for me it will be a second time after refusal in Istanbul).

We get a few lifts to Georgian-Turkish border – the most colourful being one with a sweating bag of bones, slowly rolling in his amazing Kraz, avoiding centres of seaside holiday resort towns.

We meet the night on the other side of the border, where we have a refreshing bath in unpeaceful sea and we almost make ourselves comfortable in truck parking lot. Kindly Turkish drivers treat us to tea and offer us places to sleep in the truck. We accept the tea but prefer to stay outdoors during this hot and heavy-aired night…

 

***

 

Po kolejnym posiedzeniu w Zielonych Schodach czujemy się tak mocno związani z tym miejscem, a i z samym miastem również, że opuszczamy je autentycznie przygnębieni, mając świadomość, że tym razem prędko tu nie wrócimy…

Nasz kolejny cel: Trabzon, po stronie tureckiej (rodzinne miasto Ufuka, spotkanego w Vize), gdzie podejmiemy próbę (dla mnie będzie to już druga przymiarka) uzyskania wizy irańskiej.

Zaliczamy kilka stopów do granicy gruzińsko-tureckiej, z których najbardziej barwny to ten ze spoconym chudzielcem, wlokącym się niesamowitym Krazem, podskakującym na wyboistych drogach omijających centra nadmorskich miejscowości wypoczynkowych…

Noc zastaje nas już po drugiej stronie przejścia, gdzie zażywamy krzepiącej kąpieli we wzburzonym morzu i układamy się niemal wygodnie na parkingu dla ciężarówek. Życzliwi tureccy kierowcy częstują nas przed snem herbatą i oferują miejsce noclegowe w aucie. Herbatę chętnie spożywamy, zaś za gościnę dziękujemy – jest tak duszno, że i na zewnątrz oddycha się ciężko…