Garni, 2010.07.23

Another day in Armenia and another daily ratio of monasteries… And the majestic Mount Ararat, the place where Noah is said to have brought his ark and a painful national symbol for Armenians. They can cross the border with Turkey and climb the mountain but apparently it can sometimes be very dangerous…

A tenth or n-th church and we’re getting a little bored. Luckily, at the end of the day we get to Garni, where a hellenist temple of Minerva dominates the landscape (it wasn’t easy to get there though… no road signs and locals having no space orientation whatsoever).

We get a nice commission on tickets because we’re Polish:) We can also camp next to the temple and swim in nearby pool (that is not the best idea, though – the water is really freezing). While we’re contemplating the beautifly lit facade, some unexpected guests arrive. We then have a barbecue with future king of Armenia (currently a high school student in Spain) who tells us what he will do to his country when he takes over the throne…

***

Kolejny dzień w Armenii i kolejna porcja monastyrów, z których jeden starszy i piękniejszy od drugiego. A w tle – co jakiś czas zerkająca na nas zza pagórków majestatyczna góra Ararat – na której wierzchołku koczował Noe podczas biblijnego potopu, symbol Armenii, na który miejscowi mogą sobie popatrzeć z oddali (istnieje możliwość przejścia przez turecką granicę i wspięcia się na szczyt, ale ponoć nie jest to dla Ormian całkiem bezpieczne…).

Mimo wspaniałości wszystkich zwiedzanych kościółków, przy dziesiątym (a może już setnym?) zaczynamy odczuwać pewne znużenie tym tematem… Całe szczęście, na zakończenie dnia trafia się nam budowla hellenistyczna – świątynia Minerwy w Garni (dojazd nie należy do najłatwiejszych, ze względu na nieistniejące oznakowanie i problemy z orientacją przestrzenną u miejscowych zagajonych o drogę; najbardziej malownicza wskazówka od przypadkowego przychodnia brzmiała mniej więcej tak: priama, priama ile wleziot).

Na informację o naszej polskości państwo biletowi reagują natychmiastową zniżką i zezwoleniem na rozbicie namiotu w świątynnym parku (w miejscu zaiste luksusowym, bo choć toalety od wielu lat niesprzątane, to tuż obok mamy betonowy basen – z wodą tak zimną, że zanurzenie się w niej jest nie lada wyczynem). Wieczorem fasada podświetlana jest na rozmaite kolory, w tle szumi wiatr i gra nastrojowa muzyka z poutykanych tu i ówdzie głośników… W tych pięknych okolicznościach zostajemy odwiedzeni przez przyszłego króla Armenii, obecnie ucznia elitarnej szkoły średniej w Walencji, który opowiada nam o tym, co zrobi swojej ojczyźnie jak już dojdzie do władzy, my zaś dzielimy uwagę między jego opowieści a pyszny szaszłyk przyrządzony przez króla i jego świtę…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *