Gelati, 2010.07.16

From heights we come down to flats and to roads not completely filled with holes. We arrive at Gelati and its monastery, founded in 1106 by king David the Builder. Part from cult purposes, the monastery was used as academy and place for burying the kings. Countless saints glaring at us and silent murmuring by monks create quite an atmosphere…

We put up our camping a couple of meters away from monastery walls, trying hard to avoid excrements manufactured by cows strolling just everywhere, including the cemetery.

***

Z gór wysokich przemieszczamy się ku bardziej płaskim terenom i mniej dziurawym drogom. Docieramy do Gelati i jego monastyru, ufundowanego 1106 r. przez króla Dawida Budowniczego. Oprócz funkcji związanych z kultem, monastyr służył również m.in. jako akademia i miejsce pochówku królów. Święci łypiący z niezliczonej ilości fresków i tajemnicze mamrotanie mnichów wieczorową porą wprowadzają w szczególny nastrój…

Rozbijamy obozowisko parę metrów od murów monastyru, nieźle się gimnastykując celem uniknięcia władowania się w krowie placki, których autorki wałęsają się dosłownie wszędzie, łącznie z cmentarzem.

Mestia, 2010.07.14

The road to Svanetia region was not easy at all – our favourite driver, Bartek (he wouldn’t let anyone else drive the car in those difficult conditions) went on cursing for quite some time because of all the holes, puddles, stupid cows and speeding mad drivers…

But the views we got to see in Mestia made up for all of that… Mountains, glaciers and the famous Svanetia towers (many of them built in 9-12th century) used as a hideout during vendetta activities popular in these parts… Extra tourist attraction, after reaching the Chalaadi glacier, was William Osgood Field, American traveler and photographer who documented this area in 1920s, incarnated by one Georgian actor shooting a documentary. The film crew treated us to a little bit of chacha whose alcohol content is somewhere 40 and 70%…

Another odd thing: before reaching Svanetia, we lost our way and entered Abkhazia, where it is not allowed to entered due to political situation. But the guards seemed to have forgotten to close the barrier. We stayed in that province for a whole 5 minutes:)

***

Droga do Svanetii nie była usłana różami – nasz ulubiony kierowca, Bartek (prowadzenie auta na trasie górskiej przez inne osoby nie wchodzi w grę) układał coraz to nowe wiązanki inspirowane wybojami, kałużami, tępymi krowami spacerującymi środkiem drogi i piratami drogowymi, zdającymi się w ogóle nie dbać o własne samochody…

Jednak widoki, których uświadczyliśmy w Mestii wynagrodziły wszystko – góry, lodowce i przede wszystkim słynne wieże rodowe, pobudowane często między IX a XII w., służące za schronienie przy międzyrodzinnych porachunkach, rzecz charakterystyczna dla Svanetii właśnie… Dodatkową atrakcją po dotarciu do lodowca Chalaadi był spacerujący po nim William Osgood Field, amerykański podróżnik i fotograf działający na tych terenach w okresie międzywojnia, odtwarzany przez gruzińskiego aktora na potrzeby kręconego tu właśnie filmu dokumentalnego. Ekipa filmowa poczęstowała nas czaczą, której procentowość pozostaje nieodgadniona, zawierając się w przedziale 40-70%.

Z innych ciekawostek: zanim dotarliśmy do Svanetii, przez pomyłkę zajechaliśmy do Abchazji, do której wjeżdżać w zasadzie nie wolno, ale strażnicy (dość ślamazarni, acz mili misiowaci panowie) najwyraźniej zapomnieli zamknąć szlabanu… W Abchazji posiedzieliśmy jakieś pięć minut:)