Çerkezköy 2010.05.06 92 km

I left Vize early in the morning, spending my last moments there walking around the old city walls and looking at the all-flat panorama of agricultural fields surrounding the town.
I planned to do the route that remained until Istanbul in two days not to push things too hard:)
And two days it was – the first one with a long tea-invitation break and lots of families picnicking in nearby groves.
The night was warm enough to sleep in the forest without even putting up my tent. I stayed just a little bit too close to the road, though – empty during the day it became quite noisy at night.
And in the morning – a really bad surprise! A flat tire… For the first time during my trip there was a problem with my bike. I decided to pump the air once in a couple of hours and take care of tube replacement later on. I also found a nice garage on the way where not only they put in the perfect pressure but also they greeted me with – surprise, surprise! – tea and cookies. We did not speak a common language but we still had a lot of fun:)
Riding Turkish roads once in a while you find a spot where they weigh and check trucks – this time I was also stopped and… invited to a tea, of course. The whole controlling staff took a little break to “interview” the traveler:)
Numerous cement factories were making the air dusty as I was approaching Istanbul… Just a couple more kilometers to ride…

***

Z Vize wyjechałem wczesnym rankiem, spędziwszy parę chwil na zwiedzaniu murów obronnych i na podziwianiu rolniczo-polnej panoramy okolic…
Zaplanowałem sobie przejechać pozostałą część trasy do Stambułu w dwa dni, żeby się nie przemęczać:) Jak postanowiłem tak zrobiłem, spędzając pierwszy dzień na spokojnym pedałowaniu, przerywanym zaproszeniami na herbatę. Zaobserwowałem również po drodze liczne rodziny spędzające wspólnie czas wolny na piknikowaniu – bez grilla i bez piwa, ma się rozumieć.
Noc była na tyle ciepła, że odpuściłem sobie stawianie namiotu i przespałem się, stosując minimalistyczny zestaw mata + śpiwór. Okazało się, że rozłożyłem się nieco za blisko drogi, która, nieuczęszczana za dnia, w nocy stała się nadspodziewanie hałaśliwa.
A rano – niemiła niespodzianka. Złapałem kapcia – po raz pierwszy podczas podróży mój rower zaniemógł:) Postanowiłem pobawić się w wymianę dętki w terminie późniejszym – mogę po prostu co parę godzin podpompować koło… Na trasie zajechałem również do warsztatu samochodowego, w którym otrzymałem idealne ciśnienie oraz parę herbat i ciastka. Ucieliśmy sobie również z zespołem mechaników miłą pogawędkę, zupełnie nie rozumiejąc się nawzajem.
Na trasie co jakiś czas przejeżdżałem przez checkpointy dla ciężarówek, w których wykonywano pomiar wagi i kto wie, czego jeszcze. Tym razem i ja zostałem zatrzymany i … zaproszony do kontenera wagowego celem spożycia herbaty. Cały zespół kontrolerów był zaintrygowany moim sprzętem i podróżą. Jeszcze tylko wymiana namiarów facebookowych i w drogę!
Im bliżej Stambułu, tym bardziej zapylone powietrze, to przez cementownie, gęsto rozlokowane przy drodze…
Jestem już tuż-tuż…