Bucharest, 2010.04.24 60 km

Bucharest was a difficult experience for me – not enough sleep, too many bars and too many cheap shoarma kebabs.
The only tourist attraction or *kind of attraction* I really got to see was the Building of Parliament that is said to be one of the few buildings that can be seen form the outer space… I saw it from the surrounding-park space and it was pretty impressive with its size but not with architectural stylishness…
Though it was chaotic and under construction, I found the old town OK, with all sorts of pubs to hang out in until the morning (which solved the issue of accommodation). It felt like a Mediterranean city without a sea.
I found Herastrau Park surprising, mainly because of Micheal Jackson monument and a little walk named after him (Him). In that very park you can rent a bike for free for two hours (you have to wait in line to get it for one hour, though) and cycle around trying not to kill flocks of pedestrians and fellow killer-cyclists…
There was also a big skatepark full of kids and senior kids. I came across a group of jugglers practicing their art and encouraging passers-by to give it a try. Later on, some of the jugglers would do an impressive fire show, too…

***

Bukareszt nieco mnie zmęczył – za mało snu, za dużo imprez i tanich kebabów…
Jedyną tak zwaną atrakcją turystyczną, która zaliczyłem, był budynek parlamentu, olbrzymia konstrukcja, ponoć widoczna z kosmosu. Z całą pewnością była dobrze widoczna z poziomu trawy, na której się wylegiwałem w okalającym parlament parku. Wrażenia estetyczne, poza wielkościowymi – żadne.
Mimo chaosu i rozkopania, stare miasto należy uznać za plus dodatni – mnóstwo knajp rozmaitej maści, działających często do samego rana (co załatwiło kwestię noclegu ale nie snu). Atmosfera bardzo śródziemnomorska, zabrakło tylko mew i morza.
Park Herastrau był pewnym zaskoczeniem, zwłaszcza ze względu na pomnik Michaela Jacksona i uliczkę jego (Jego) imienia. W parku tym można za darmo wypożyczyć na dwie godziny rower (a także odczekać w kolejce godzinę, żeby się do niego dostać) i hulać dookoła, starając się nie rozjechać żadnego z tysięcy przechodniów, tudzież nie zderzyć się z innym szalonym rowerzystą.
Wśród alejek i skwerów schował się również skatepark, w którym na wszelkich możliwych urządzeniach kołowych szaleje młodzież i młodzież starsza. Trafiłem również na paczkę żonglerów, prezentujących własne umiejętności i zachęcających osoby postronne do spróbowania własnych sił. A wieczorem – pokaz żonglerki z ogniem w roli głównej…